Koło Przewodników Tatrzańskich im. Macieja Sieczki skończyło w tym roku 55 lat. To nie jest jakiś wyjątkowy jubileusz. To tylko połowa czasu pomiędzy wielkim jubileuszem 50-lecia, a również okrągłym 60-leciem. Niby nic istotnego. Jednak zmiany, które nastąpiły w ciągu ostatnich dwóch lat w Kole sprawiły, że ten skromny jubileusz był niemniej ważnym powodem do świętowania, niż bardziej dumne i okrągłe rocznice. Te, które są za nami i te, które jeszcze przed nami będą.
Przede wszystkim świętowaniu sprzyja fakt, że Koło, mimo że lat mu przybywa, wcale się nie starzeje, ale z roku na rok odmładza. Wszystko wskazuje na to, że proces ten, który został zapoczątkowany po ostatnim kursie, będzie trwał, a Koło będzie nadal rozwijało się, rozrastało i młodniało. Owocem ostatniego kursu, który prowadził Jarek Balon, jest już 32 nowych przewodników. To już jest rekord, a liczba ta wcale nie jest jeszcze zamknięta. Tymczasem prezes Koła, Janusz Konieczniak, już myśli o kolejnym kursie.
W roku jubileuszowym odbyły się dwie sesje egzaminów na uprawnienia przewodnika tatrzańskiego. W wiosennych zmaganiach z komisją egzaminacyjną obronną ręką wyszło 7 absolwentów ostatniego kursu, z czego 6 zostało przyjętych do KPT im. Macieja Sieczki. Z kolei jesienią sztuka ta udała się 8 osobom. Dzięki napływowi nowej, młodej krwi – bo większość absolwentów ostatniego kursu to ludzie dwudziesto- i trzydziestokilkuletni – wzrosła aktywność Koła, nie tylko ta zawodowa, na tatrzańskich szlakach i zakopiańskich ulicach, ale też ta towarzyska, na cotygodniowych spotkaniach i prelekcjach w goszczących nas murach PTTK, okolicznościowych przewodnickich imprezach, w tym na corocznym zakończeniu sezonu w Roztoce oraz także górska, na graniach i ścianach w Tatrach i poza nimi.
Dlatego punktami centralnymi tego szczególnego roku stały się osiągnięcia w terenie, zarówno w Tatrach, jak i Alpach.
Radość jubileuszu zakłóciły smutne chwile – pod koniec roku odeszło dwóch wybitnych byłych prezesów Koła: Józef Szlachetka i Marian Ferster. Ale i te zdarzenia podkreśliły w jakiś sposób wyjątkowość tego skromnego jubileuszu oraz wzmocniły międzypokolenio-we więzi w naszym Kole, w którym górska pasja i koleżeństwo łączą już trzy pokolenia.
Korona Sieczki
Nasz skromny jubileusz postanowiliśmy uczcić, tak jak na ludzi gór przystało, czyli nie na bankiecie, imprezie, wystawie (choć taka również miała miejsce), ale właśnie w górach. Zarówno w naszych kochanych Tatrach, choć z dala od utartych szlaków, którymi chadzamy w szczycie sezonu, jak i w innych górach, wyższych, skutych wiecznym lodem i nawet w środku lata sprawdzających umiejętności zdobyte w Tatrach zimą.
Pierwszy pomysł na uczczenie patrona naszego Koła okazał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę i stał się jednym z jaśniejszych punktów jubileuszu.
Plan był prosty – wejść na 9 wybranych szczytów, na które jako pierwszy w historii wszedł Maciej Gąsienica Sieczka. W okresie od maja do października mieli tego dokonać członkowie Koła pod przewodnictwem niezastąpionego Kazka Kluczewskiego, który wraz z Tomkiem Popiołkiem ustalił terminarz Korony Sieczki.
Zaczęło się trochę nieszczęśliwie, bo z powodów ulewnego deszczu w dniu 31 maja niestety nie udało się nawet rozpocząć wyjścia na Świnice. Kazek chciał iść, ale pogoda ustąpić nie chciała…
Na szczęście potem było już tylko lepiej. Dość jeszcze „senny” pięcioosobowy wyjazd na Kozi Wierch (4 lipca) stanowił wstęp do tego, co miało się wydarzyć w następnych miesiącach. Sierpniowa słoneczna Wysoka (15 sierpnia) została zdobyta drogą pierwszego zdobywcy od Wagi przez Kogutka, a powrót nastąpił przez Siarkańską Przełęcz i Dolinę Złomisk. Kolejnym punktem programu była Jastrzębia Turnia (29 sierpnia), zdobyta dzięki silnej woli prowadzącego wyjście Kazia, człowieka, na którym nawet największe ulewy nie robią większego wrażenia. Następnie najpiękniejsza wycieczka całego cyklu – Durny Szczyt (30 sierpnia) od północy z trawersem „lodowczyka” w Miedzianej Kotlinie oraz piękne mglisto-słoneczne przejście Spiskiej Grani i jakże pouczające zejście ze Spiskiego Przechodu do Dzikiej Doliny, które naocznie uświadomiło nam, młodym przewodnikom, jak ważną cechą jest doświadczenie prowadzącego oraz to połączenie wiedzy i intuicji, pomagające odnaleźć bezpieczne zejście nawet w najgęstszej mgle.
Po dwutygodniowej przerwie nastąpiła kulminacja całego cyklu – Mnich (19 września) oraz Mięguszowiecki Szczyt Wielki (20 września). Obydwa dni dostarczyły wszystkim wielu wrażeń i na pewno pozostaną na długo w pamięci uczestników wycieczek, a widok prezesa …
To jest tylko część artykułu, zobacz pełną treść w papierowym wydaniu Maćkowej Perci.
Czytaj również:
Jubielusz 55-lecia Koła Przewodników Tatrzańskich im. M. Sieczki w Krakowie
Pod patronatem TP: Tatrzański finał przewodnickiego jubileuszu
0 komentarzy