Aconcagua 6960 m n.p.m. To najwyższy szczyt Ameryki Południowej i zarazem obu Ameryk. Istnieje kilka przypuszczeń co do pochodzenia nazwy Aconcagua. W języku Indian Ajmara oznacza „śnieżną górę”, w języku Indian Araukana – dosłownie „pochodzący z drugiej strony”; natomiast języku Indian Keczua najbardziej popularne tłumaczenie to „Kamienna Strażniczka”. W języku Inków to po prostu „Ojciec Gór”.
Czy Indianie zamieszkujący podnóża Andów próbowali wejść na tę najwyższą górę? Tego nie wiemy – nie znaleziono bowiem na jej zboczach czy wierzchołku żadnych przedmiotów pochodzących z tamtego okresu, a świadczących o próbach zdobycia, tak jak to miało miejsce np. na Mercedario, którego pierwszymi zdobywcami byli Adam Karpiński i Wiktor Ostrowski 18 stycznia 1934 roku. W kilkanaście lat później w czasie bezśnieżnego sezonu okazało się jednak, iż na szczycie pod warstwą śniegu był kopczyk kamienny oraz srebrna figurka, zostawiona tam przez Indian w czasach prekolumbijskich.
Na Aconcagua takich śladów nie stwierdzono, przyjmuje się więc, iż dopiero w czasach nowożytnych ludzie zapuścili się w te niedostępne rejony. Pierwszym śmiałkiem był w roku 1883 Paul Gussfeldt, który próbował zdobyć szczyt od strony północnej. 21 lutego dotarł na wysokość 6200 m, a 5 marca na wysokość 6600 m. Szczytu jednak nie zdobył.
Następną wyprawę zorganizowano dopiero w 14 lat później. Był rok 1897. Wyprawą Szwajcarów kierował Fitz Gerald. Jeden z jej uczestników – Mathias Zurbriggen dotarł w dniu 12 stycznia do grani szczytowej na wysokość 6900 m, jednak wierzchołka głównego nie osiągnął. Dopiero 14 stycznia idąc wraz z Fitzem Geraldem osiągnęli grań szczytową, z której jednak Fitz Gerald zawrócił. Zurbriggen w samotnej wspinaczce pokonał skalną kulminację wierzchołka głównego i samotnie stanął na szczycie.
Przez następne lata szczyt zdobywano jeszcze kilkakrotnie. Wszystkie wejścia odbywały się drogą pierwszych zdobywców.
Dopiero w 1934 r. polska wyprawa dokonała I wejścia od wschodu, a VIII z kolei przez lodowiec – obecnie nazwany Lodowcem Polaków. Na szczycie w dniu 8.III.1934 r. stanęli: Stefan Daszyński, Konstanty Jodko-Narkiewicz, Stefan Osiecki i Wiktor Ostrowski. Opis zdobywania tego szczytu i wielu innych znajdziemy w książce Wiktora Ostrowskiego Wyżej niż kondory.
Aconcagua – przedziwna góra – jest zbudowana ze skał wulkanicznych na podstawie starych skał osadowych, które zostały silnie zdeformowane przez pradawne ruchy górotwórcze skorupy ziemskiej i kształtowane wciąż przez olbrzymie lodowce. Zdobywana jest przez korowody „gringos” (ludzi mało obytych z górami) i wybitnych alpinistów. Na jej wierzchołek prowadzi szereg dróg o różnym stopniu trudności technicznych. Wszyscy natomiast niezależnie od wybranej drogi mają tę samą pogodę i muszą pokonać wysokość. A wraz z wysokością może pojawić się PUNA – choroba wysokościowa. Objawia się w różnych postaciach zwykle na wysokości ok. 4 tys. metrów. U każdego przebiega inaczej jednym odbiera siły fizyczne, innym równowagę zmysłów.
Mając tę świadomość zatrzymujemy się w wiosce Puente del Inca (Most Inków – nazwa pochodzi od naturalnie wyżłobionego w skale przez rwącą rzekę mostu) na wysokości 2700 m. Jest nas siedmioro z różnych miast w Polsce, łączy nas jedno – góry. Jest Janka – wierci w zębach cudzych
Michał – geolog, objaśnia co z czego powstało i dlaczego tak jest, a nie inaczej, zna hiszpański i mentalność mieszkańców zarówno Chile jak i Argentyny
Wiesiek – lekarz z apteką, która okazała się nieprzydatna – na szczęście!
Tomek – głównie pływa kajakiem, ale wysoko też potrafi wchodzić
Mirek – robi sweterki
Rysiek – coś kupuje, coś sprzedaje
Jurek – ma z nimi wrócić
Do Santiago w Chile przylecieliśmy przed kilkoma dniami pod koniec stycznia 2001 r. Po krótkim odpoczynku, dokupieniu prowiantu, paliwa itp. niezbędnych w górach artykułów, wynajętym busem z Santiago udaliśmy się w stronę tej najwyższej.
A wszystko zostało zorganizowane przez Biuro Wypraw Trekingowych z Krakowa, któremu szefuje Grzesiek Kępski oraz Krakowski Klub Alpinistyczny. Takie typowe dla obecnych czasów połączenie: ktoś musi być doświadczony, a ktoś wykłada kasę – wtedy coś się udaje.
Stoimy więc w sercu Andów – w Puente del Inca w znanym przed wojną kurorcie słynącym z bijących z wulkanicznych skał gorących solankowych i siarkowych źródeł. Obecnie wioska żyje głównie z obsługi wielu wypraw, które właśnie stąd rozpoczynają marsz na podbój Aconcagua. W czasach świetności dojechać tam można było koleją, śmiało poprowadzoną przez strome, wydawałoby się niedostępne górskie zbocza. Obecnie z dawnej świetności kurortu i kolei pozostały ruiny.
Jest początek lutego 2001 r. Okazuje się, iż permity, czyli zezwolenia na wejście do Parku Narodowego trzeba załatwić osobiście w Men-doza – nie wystarczy już zebranie paszportów
…
To jest tylko część artykułu, zobacz pełną treść w papierowym wydaniu Maćkowej Perci.
0 komentarzy