Lawinowa tragedia do jakiej doszło pod Rysami oraz szereg innych wypadków tatrzań­skich, wywołały prawdziwą burzę w mediach, opiniach, ocenach i osądach. Obok cytowa­nych wypowiedzi toprowców, przewodników, pracowników TPN i instruktorów PZA poja­wiały się komentarze domorosłych speców od gór oraz rozmaitej maści dziennikarzy.

Uważny czytelnik i słuchacz pilnie studiu­jący wszelkie doniesienia o tatrzańskich nie­szczęściach i tragediach oraz o przewodnic­kim fachu, z całkowitą pewnością może stwier­dzić tylko jedno: „wiem, że nic nie wiem”.

Przyjrzyjmy się kilku cytatom z mediów, które idealnie oddają „zgodność i spójność” przekazywanych   społeczeństwu   informacji  tatrzańskich.

Tatry zimą należy zamykać tak, jak to czynią Słowacy – w Alpach każdy wędruje gdzie chce, kiedy chce i wszelkie zamykania i ob­ostrzenia nie mają sensu;

Pogoda i warunki były tak złe, że tylko szale­niec mógł się odważyć pójść w góry – w ta­kich warunkach spokojnie po górach chodzić można;

W Tatry należy iść tylko z przewodnikiem, bo on zapewni bezpieczeństwo – wymusza­nie angażowania przewodnika to jeden wielki skandal, to nabijanie przewodnickiej kabzy;

Przewodnik nie dopuściłby do tragedii – prze­wodnik nic by nie pomógł;

Przewodnik tatrzański to wysokiej klasy znawca gór, fachowiec gwarantujący bezpie­czeństwo – przewodnik to zwykły turysta po prostym przeszkoleniu, którego opiece włas­nego dziecka bym nie powierzył;

Przewodnicy przed tragedią ostrzegali i os­trzegają dalej – przewodnicy (niczym zło­wieszcze sępy) chcą na ludzkiej tragedii upiec swoją pieczeń;

Stawki są tak wygórowane, że przewodnik tatrzański to prawdziwy krezus – utrzymać z przewodnictwa rodziną, to absolutnie nie­możliwe.

Podobne przykłady informacyjnego „misz masz” można mnożyć, a skutki społeczne

przewidzieć jest łatwo. Wszelkie uwagi, nakazy, wskazówki i ostrzeżenia traktowane będą jako niewiarygodne, przede wszystkim służące partykularnym interesom przewodników, instruktorów PZA i dyrekcji TPN. Przecież to jasne – demonizując niebezpieczeństwa gór przewodnicy liczą na intratne zarobki na wy­straszonych turystach, a TPN na… święty spokój. Do tego dochodzą instruktorzy PZA, którzy krytykując przewodników uznają, że tak naprawdę to tylko oni są bezpieczni i pro­fesjonalni. Jednym słowem – „kasa misiu, kasa”. Zdarzały się również przypadki, kiedy tragiczne w skutkach błędy osoby prowa­dzącej składano na karb przewodników tylko dlatego, że nikomu nie chciało się sprawdzić, jakie naprawdę uprawnienia prowadzący gru­pę posiadał.

Istniejący status medialnej dezinformacji coraz bardziej i coraz mocniej uderza w dobre imię przewodników, tak więc chyba już czas i najwyższa pora postawić kilka prostych pytań: Kto zawinił? Dlaczego tak się dzieje? Jak temu zaradzić?

Teoretycznie odpowiedź jest prosta – to nie MY, to ONI!!! Bo przecież MY jesteśmy prawdziwą awangardą przewodnictwa, MY -górscy tytani, zdobywcy turni, ścian i niewieścich serc, jednym słowem – najbardziej wybit­ni z wybitnych. A ONI??? To oczywiste, ONI to banda niedouczonych pismaków, krwiożer­cze, szukające sensacji sępy, ignoranci i laicy, złośliwcy, czwarta władza. Niestety nasze prze­wodnickie życie, splatając się z życiem dzien­nikarskim, wcale nie jest tak proste i oczywi­ste. Ciskając gromy (często słuszne) na dzien­nikarskie oceny, komentarze i „fakty” pamię­tajmy, że wypracowanie dobrych, właściwych kontaktów z mediami wymaga czasu, wza­jemnej tolerancji i dobrej woli obu stron.

Tymczasem zarówno ONI – dziennikarze jak i MY – przewodnicy od lat popełniamy ten sam grzech, grzech zaniedbania. Tak to dziw­nie się składa, że choć biegamy po tym samym boisku to często, zbyt często MY gramy w siatkówkę, a ONI oceniają nas za grę w krykieta. MY oczekujemy jasnych i facho­wych komentarzy ludzi gór i przewodnickich ekspertów, a ONI przedstawiają głosy Franka i Marysi, którzy przewodnictwo uważają za zbędne, bo po pierwsze: „każdy radzić sobie może sam”, a po drugie: są inni, pracujący społecznie „fachowcy”, jak przodownicy GOT, czy różnej maści nauczyciele.

Dziennikarz to też człowiek – dlatego spróbujmy go zrozumieć i popatrzmy bardziej życzliwym okiem na dziennikarską pracę. Po­patrzmy też (mniej życzliwie) na samych sie­bie i na to, co powinniśmy zrobić, aby w me­diach przeczytać i usłyszeć relacje najbliższe prawdy, relacje służące bezpiecznej turystyce górskiej.

  1. SPEC – najczęściej dziennikarz nie jest specem w dziedzinie, którą relacjonuje. Jest laikiem, podobnie jak dziewięćdziesiąt procent odbiorców (czytelników) jego tekstu. Dlatego to na nas spoczywa obowiązek takiego formułowania odpowiedzi i komentarzy, aby były jasne, czytelne i jednoznaczne. Pamiętajmy też o dziennikarskiej konieczności upraszczania przekazywanych informacji.
  1. NEWS – to wiadomość, która dobrze sprzedana może ułatwić dziennikarzowi start do prawdziwej kariery, tak więc nie dziwmy się, że z wiadomości: „pies pogryzł człowie­ka” i „człowiek pogryzł psa”, gros dziennika­rzy wybierze tę drugą. Nie obrażajmy się, że o przewodniku, który po kieliszku zasnął w siedzeniu pilota pisać będą wszyscy, a o setkach przewodników, których klienci wychwa­lają za wspaniałą prace, nie napisze nikt.
  1. CZAS – jeśli my, przewodnicy mamy newsa, który naszym zdaniem powinien ujrzeć światło dzienne, zróbmy to jak najszyb­ciej. Pamiętajmy, że zbyt długo przetrzymy­wana informacja przestaje być newsem. Jeżeli dziś chcielibyśmy sprzedać nasze najbardziej trafne spostrzeżenia dotyczące lawiny pod Rysami, to nikt tego nie kupi, a czytać będzie niewielu. Również wszelkie sprostowania dziennikarskich przekłamań powinny ukazać się natychmiast.

To jest tylko część artykułu, zobacz pełną treść w papierowym wydaniu Maćkowej Perci.


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder