Starczy pesymizm czy rzeczywisty marsz ku klęsce na wszystkich frontach? Przez długie lata każde niepowodzenie w życiu osobistym, porażkę moich faworytów sportowych czy politycznych – mam od zawsze duszę kibica – rekompensowałem Tatrami. Wspinaniem, podziwem, miłością… Teraz nawet w Tatrach więcej powodów do zmartwień niż do radości. Im rozsądniej dzieje się w Tatrach Polskich, tym więcej idiotyzmów na Słowacji. Niestety proporcje te, tak jak powierzchnie, mają się jak 1:4.
Na szczęście pozostaje apolityczna muzyka, równie apolityczna nauka, i całkowicie apolityczne Tatr opisywanie. Ale może i do tych dziedzin dobiorą się Kaczyńscy? Zamykają artystów plastyków, likwidują kabarety i cenzurują internet. Może dekretem prezydenckim zmienią nazwy Rysów, Mnicha czy Alei Przewodników Tatrzańskich? Lokalni działacze byli za słabi.
* * *
W TANAP-ie katastrofa. Nie idzie mi o „kalamitę” z listopada roku 2004. Wiatrołomy, nawet na taką skalę, to rzecz normalna i powtarzająca się z częstotliwością w przybliżeniu stuletnią. Takie rany zabliźniają się, a nawet – na dłuższą metę – mogą uzdrowić strukturę lasu. Idzie mi o coraz groźniejsze plany – trudno to inaczej nazwać – likwidacji tatrzańskiej przyrody. Planowana jest, przyklepnięta przez PRAWIE wszystkich świętych, zmiana kategorii ochrony. Ściślej: nie zmiana, lecz drastyczne obniżenie. Po to by mogli dowolnie hasać, w zgodzie z nowym prawem, rozmaici technokratyczni szaleńcy. Kolejność wydarzeń: brutalne wtargnięcie -dramatyczne zniszczenia – obniżenie kategorii. Żelazno-wandalska logika.
Pisałem już o tym w „TATRACH” nr 1(15). Teraz kilka nowych szczegółów. W pasie o obniżonej kategorii ochrony, na północ od Starego Smokowca i Tatrzańskiej Łomnicy, powstaną sztuczne jaskinie, trasy joggingo-we, altanki, hipodromy… Praktycznie: dowolność inwestowania. Ponawiam swój apel: zlikwidujmy TANAP i powołajmy przedsiębiorstwo „Tatrzańskie Wesołe Miasteczko”. Będzie gorzej, ale uczciwiej! Inna możliwość: zabrać małpie z ręki brzytwę.
* * *
Co tam Panie w polityce?
Marszałkiem Sejmu zostaje facet, który wręczał ryngraf z Matką Boską zbrodniarzowi, a bicie dzieciątek uznaje za najwłaściwszą metodę wychowawczą. (Tu ciekawostka. Par-lamentarno-partyjny kolega marszałka, minister sprawiedliwości, w ramach zaostrzania kodeksu karnego, proponuje uznać bicie dzieci za próbę zabójstwa, a bicie ze skutkiem śmiertelnym – za zabójstwo. Pewnie panowie nie zdążyli uzgodnić poglądów, lub, jakże słusznie, liczą na kiepską pamięć elektoratu.) Na swoim stołku, formalnie drugim co do ważności w Rzeczpospolitej, daje popisy nieudolności, stronniczości i bezczelności.
Szefem służb specjalnych zostaje paranoik podejrzewający hydraulika o polityczny zamach na życie przy pomocy wanny.
„Nowo-starym” ministrem ochrony środowiska zostaje prof. Jan Szyszko. Pełnił tę
funkcję już pod Krzaklewskim (och! pardon! pod Buzkiem). Wybitny ekspert, ale jednocześnie wielki łowczy, zapalony myśliwy! Sprzeczność sama w sobie. Zdegenerowana żądza zabijania i ochrona przyrody. Wkraczamy na słowacką drogę. Tam większość ważnych funkcji w TANAP-ie pełnią, polowace”. Wiedzą, po co zakazują i dlaczego gonią turystów, taterników, narciarzy… Pozbyć się niewygodnych świadków i usunąć przypadkowy element z pola rażenia. Czy naprawdę nie ma u nas w tej branży ideowych fachowców? Jednak to i tak wielki postęp. W końcówce epoki Krzaklewskiego stołek ministerialny zajmował niejaki Antoni Tokarczuk. Miał referencje nie do odparcia: dyplom z KUL-u i stryjek biskup.
* * *
Jestem staroświecki i nie mogę przyzwyczaić się, ani nawet zrozumieć słowa „sport” i pojęcia „sportowa wspinaczka” stosowanych dla działań na sztucznych ściankach (to jest jeszcze do przyjęcia), w skałkach i na tatrzańskich ścianach. Ale w tym ostatnim wypadku tylko wtedy, gdy spity są co dwa metry, w najtrudniejszych miejscach nowe stopnie i chwyty wykute są w skale lub po prostu skonstruowane z betonu. W takim rozumieniu Świerz, Stanisławski, Puśkaś i Pochyły byli rekreantami (?) lub turystami (?). A prawdziwi sportowcy rżną w skale stopnie i robią drogę przez 6 lat. Czy tak? Za komuny zohydzono piękne słowo socjalizm; teraz kompromituje się słowo sport.
* * *
Bardzo oddaliliśmy się od naturalnych górskich zabaw i pasji. Powstają kolejne „prawie wydziały” uniwersyteckie. Jedna książka o „krótkiej linie”. Inna o teorii asekuracji. Następna o lawinach. Wszystkie pisane z całą powagą przez największych ekspertów. A mnie jest trochę żal… Czyż nie jest istotą alpinizmu (i pokrewnych zajęć; jak zwał tak zwał) wziąć plecak, d… w troki i ruszyć na szlak, w ścianę czy w dzikie chaszcze? Dziś za największego znawcę lawin uchodzi Werner Munter. Gdy w 1992 roku wchodził w środowisko z rewolucyjnymi poglądami koledzy-fachowcy rzekli: „że jest skręcony wiedzieliśmy, ale teraz to mu już naprawdę odbiło”. Czas płynął. Munter wybił się na światowego eksperta. Ale… Po kilku latach sam rzekł i napisał: „Niestety, nowa, jednolita teoria nie umożliwia jednoznacznej oceny pojedynczego stoku. Przeciwnie: postęp idzie w kierunku nieprzewidywalności”.
Trwa sezon lawinowy. Ilość śniegu, jak na tę porę roku, olbrzymia. Czy pomogą uniwersytety czy też intuicja, zdrowy rozsądek, szczęście i – co tu ukrywać – strach? Oprócz głodu i miłości najbardziej ludzkie uczucie.
* * *
Bardziej niż lawin boję się polskich mu-dżahedinów. Pełnych nienawiści, żądnych zemsty. Nie tyle boję się, bo nie mam czego, lecz mam wstręt. Jak do węża czy – to chyba lepiej pasuje – do kleszcza. Pod rządami afgańskich mudżahedinów niszczono niesłuszne pomniki, obowiązywał zakaz słuchania muzyki, a kobiety musiały być ściśle zamaskowane. W Polsce PIS-u usunięto liczne niesłuszne nazwv ulic i placów. W pobliżu pomnika papieża nie można handlować damską bielizną (wyjątkiem są barchanowe majty do pół uda w komplecie z moherowym beretem); w Nowym Sączu wprowadzono zakaz sylwestrowej zabawy na placu wokół papieskiego pomnika. Ponieważ ilość pomników rośnie lawinowo więc ilość miejsc do tańca i temu podobnych obrzydliwości zbliża się asymptotycznie do zera.
Za Fuehrera niesłuszny był ekspresjonizm, kubizm i dadaizm. Za mudżahedinów pomniki Buddy. Teraz niesłuszna jest Dorota Nieznalska, Paweł Huelle przegrywa proces z Henrykiem Jankowskim a Jerzy Urban z niejakim Benderem. Przypominam, że pisarz Huelle przyrównał Henryka Jankowskiego do gauleitera (i przegrał); Bender przyrównał Urbana……………….
To jest tylko część artykułu, zobacz pełną treść w papierowym wydaniu Maćkowej Perci.
0 komentarzy