NOWAKOWSKI Zygmunt, właściwie Zygmunt Tempka (1891-1963) powieściopisarz, publicysta, dramaturg; 1926-29 aktor i dyrektor Teatru Słowackiego; popularny felietonista „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”, 1937 laureat Złotego Wawrzynu PAL (odmówił przyjęcia); od 1939 poza krajem, najpierw w Paryżu, potem w Londynie; Lajkonik, Przylądek Dobrej Nadziei, sztuka Gałązka rozmarynu.
Artykuł ukazał się w tygodniku „Wiadomości Literackie” nr 6 z dnia 5 lutego 1939 r.
FIS minor
Trzynastka, czyli wspaniała, przepiękna autostrada nr 13, jeszcze nie skończona. Jadąc nią, zwłaszcza od Myślenic, podziwiać wypada pomysłowość inżynierów-artystów, a choć złośliwi donoszą mi, że trzynastka pękła gdzieś tam na skutek ostatnich mrozów, przecież satysfakcja rośnie, gdy człowiek widzi rozmaite innowacje, upiększenia, mostki, zieleńce, interesujące rozwiązanie perspektywy, ciekawe sposoby ujęcia wód, osuwisk itd. itd. Niestety, u wiaduktu nad Chabówką -znowuż będzie to przepyszne dzieło! – autostrada urywa się, i czeka nas „wszystkiego” pięćdziesiąt kilometrów i hoho podlejszej nawierzchni. Do Zakopanego wjeżdża się przez kuchnie, tylnym wejściem, więc przez okropności płotów Czarnego Dunajca i przez jedną z najbrzydszych wsi polskich, zatem przez Chochołów.
Śniegu niema nawet na lekarstwo. Gdzieniegdzie tylko dostrzegam… Nie, to zapewne wyostrzona imaginacja i przeżycia ostatnich dni sprawiają, że dostrzegam białe plamy. W rzeczywistości halniak – totalniak stopił ostatni świąteczny śnieg, który białym obrusem (cóż za porównanie!…) zasłał stolicę Podhala niczem stół wigilijny. Naprawdę jest tylko błoto, więc głębokie nieprzebyte bagna i oparzeliska Krupówek z przyległościami, a nad tą topielą świecą błędne ogniki neonów. Humor spada poniżej zera, i przybysz pyta, kiedy nareszcie przyjdzie jakiś Neron, aby spalić tę główną arterję i sąsiednie uliczki, pełne „Wanzenburgów” w rzekomo zakopiańskim stylu. Jeśli nadto przybysz struje się niezwłocznie w którejś z tutejszych garkuchni, prowadzonych przez księżne „en exil”, oraz jeśli w związku z pobytem u takiej Lokusty musi dokonywać wizji lokalnej innych apartamentów, wtedy wrażenie swe zamknie w krótkiem słowie: „Fis… tuła!”.
Oczywiście, sąd taki jest podyktowany halnym pesymizmem, który wieje ponad Zakopanem. Niemniej, o ile pominiemy kilka wytwornych pensjonatów a la np. „Dafne” i ze dwie – nie więcej – przyzwoicie urządzone kawiarnie, trudno doprawdy nawet przez mikroskop dojrzeć bodaj ślad inicjatywy prywatnej, od której tak jaskrawie odbija wspaniałość hotelu na Kalatówkach, wyciąg na Kasprowy i kolejka na Gubałówkę. Są to raczej kwiatki, przypięte do brudnego kożucha. Sprawiedliwość każe jeszcze wspomnieć o piętrowym garażu, który choć podobno budzi u szoferów pewne zastrzeżenia, jest przecież korzystną inwestycją w europejskim stylu, podobnie jak nowe a wcale ładne trybuny przy skoczni, zresztą niepotrzebnie kolorem buraczkowo – indygowatym zepsute. Zdaje się, to już byłoby wszystko.
Słowem, gdybym chciał pisać na zadany przez redakcję temat i trzymać się tytułu „Zakopane dziś i jutro”, musiałbym powiedzieć, że „dziś” to ciągle jeszcze błoto i brud, a „jutro”, to wszystkie nowe inwestycje. Jest ich niewiele, ale jak na Zakopane bardzo dużo, zwłaszcza, gdy zważymy, że przez dziesiątki lat, dosłownie przez pół wieku, nie robiło się tam nic prócz propagandy, operującej soczystymi komunikatami o pogodzie, o słońcu, o świeżym śniegu, właśnie wtedy gdy nie śniło się ani o pogodzie ani o słońcu ani o śniegu. Propagandę robi się i teraz, przyczem np. niemieckie tłumaczenie reklamy F.I.S.-u ma sporo błędów a korekta przeprowadzona jest wręcz fatalnie. Francuskiego przekładu nie miałem w rękach, lecz pewien Francuz wyrażał się o nim niepochlebnie.
Tu mała dygresja: czasem właśnie zły przekład działa jak magnes. Opowiadano mi więc, że największem powodzeniem na wystawie rolniczej w Lyonie cieszył się pawilon polski a robotnicy, którzy urządzili strajk przy budowie innych objektów, wyróżniali swemi względami właśnie nasz pawilon. Przyczyna? Zamiast napisać na pawilonie: „Nawozy sztuczne”, wymalowano tłustymi literami: „Les merdes artificielles”. Sukces tego „mot de Cambronne” był nadzwyczajny. Francuzi nie mogli się nadziwić naszej wytwórczości…
Do rzeczy jednak! W każdym razie coś zrobiono wreszcie dla dzisiaj, głównie dla jutra Zakopanego. Pozatem nowości, które oglądałem, są mądre, celowe i nawet piękne. Wypisano o tych inwestycjach tyle artykułów, że powstała specjalna fis… jografja, czyli wypada mi streszczać się w opisie. W każdym razie spotkałem ludzi, którzy bardzo kręcili nosami, mówiąc o hotelu na Kalatówkach i o cenach tamże, podczas gdy ktoś nieuprzedzony dostrzeże wiele smaku, wiele wytwornej prostoty w urządzeniu wnętrza i wiele umiarkowania w cenach. Osobiście byłem zdumiony faktem, że pięknie urządzony pokój na Kalatówkach kosztuje dziennie wraz z pełnym utrzymaniem tyle ile dość zaniedbany pokój hotelowy w stolicy… bez utrzymania. Spo-tkawszy zaś wałęsającą się po ul. Zamoyskiego grupkę Holendrów, dumałem o tem, że gdy zechcą umyć sobie ręce, powinniby właściwie jechać na Kalatówki. Kawał drogi, bo kawał, ale gdzieindziej nie łatwo znajdą porządną umywalnię.
Więc ten hotel na Kalatówkach jest prześliczny, ale poranny a hałaśliwy dancing wypada zaliczyć do kiepskich pomysłów. Kolejka na Gubałówkę, to cacko prawdziwe, jeśli zaś idzie o kawiarnię, wyznam, że jako człowiek starszej daty, byłem nieco zdziwiony, patrząc na pewne dobrodziejstwa inwentarza polskiego pawilonu z Paryża, któremi uszczęśliwiono Gubałówkę. Inna rzecz, że te właśnie eksponaty znajdują podobno uznanie w oczach plastyków. De gustibus…. Nie tylko spotkałem wielu ludzi, którzy bardzo chwalili panneau dekoracyjne, przedstawiające na płasko polskie uzdrowiska, ale nawet mówiłem z takimi, którym podobała się nieco kuchenna wystawa talerzy na jednej ze ścian kawiarni. Widocznie na tych sprawach nie rozumiem się, notuję więc objektywnie wrażenia własne, dla ścisłości równoważąc je sądami obcemi a dodatniemi. Bez dancingu nie obejdzie się także na Gubałówce.
Jeśli jednak pochwalimy najświeższe a piękne inwestycje, wspomniane błoto pozostanie błotem, i w tym kierunku nic a nic nie zmieniło się na lepsze w centrum miasta. Postęp w innych dzielnicach i regulacja ulic jest dziełem nie miasta samego, lecz kierownictwa budowy autostrady nr 13, czyli nawet ta F.I.S.-owa a wyjątkowa konjunktura nie zmusiła powołanych czynników do jakiejś akcji. Znowuż jednak prosta sprawiedliwość każe stwierdzić, że właśnie taka akcja w Zakopanem nie jest rzeczą łatwą, ponieważ jeden rok czy nawet piatiletka nie zmieni stanu rzeczy tolerowanego i rozwijającego się od pół wieku. Obecny burmistrz – niech mu Bóg da zdrowie – był pierwszy, który energicznie wkroczył w swobodę budowlaną i podobno pierwszy raz w historji „Perły Tatr” doprowadził do tego, że jakiemuś góralowi rozebrano dom, stawiany wbrew planom zabudowy. Szkoda, że stało się to tak późno, dzisiaj bowiem na pewne sprawy nie poradzi nawet i stu energicznych burmistrzów, poradzi natomiast radykalnie pożar czy inny kataklizm.
Zakopane jest brzydkie, bardzo brzydkie. Kogo za to winić? Na ten dziwoląg złożyło się mnóstwo zjawisk i faktów czy sił, których wypadkową obserwujemy teraz w całej brzydocie. Winna tu zapewne bezkonkurencyjna a trwająca przez pięćdziesiąt lat koniunktura, pęd wszystkich do Tatr, ukochanie tego skrawka………….
To jest tylko część artykułu, zobacz pełną treść w papierowym wydaniu Maćkowej Perci.
0 komentarzy